czwartek, 10 lipca 2014

Dla odbudowania jej dobrego imienia...

Tytuł: „Tajemny dziennik Marii Antoniny”
Tytuł oryginału: „The Hidden Diary of Marie Antoinette”
Autor: Carolly Erickson
Gatunek: powieść historyczna
Wydawnictwo: Książnica
Rok wydania: 2005
Ilość stron: 352
Ocena: ●●●


Dla odbudowania jej dobrego imienia…

Marię Antoninę zna każdy. A już na pewno jej imię przywołuje jakiekolwiek skojarzenia. Czy to ta królowa Francji, która zginęła podczas rewolucji francuskiej? Czy to ta, która zdradzała swojego męża, Ludwika XVI? Czy to ta „panna lekkich obyczajów’”? Takie pytania słyszałam za każdym razem, kiedy podawałam komuś tytuł czytanej właśnie książki.
Na lekcjach historii uczymy się o rewolucji we Francji: daty, przyczyny, skutki, Bastylia, trzeci stan i niejaki Robespierre. Powieść Carolly Erickson pozwala przenieść się czytelnikowi do XVIII-wiecznej Francji, poznać uczucia wielkiej królowej, spróbować postawić się na jej miejscu. Należy jednak pamiętać, że nie jest to autentyczna biografia Marii Antoniny. Sama autorka pisze: „to fikcja literacka – powieść, a nie próba historycznej rekonstrukcji”. Wiele postaci i sytuacji zrodziło się w głowie Erickson. Są jednak i treści zgodne z prawdą lub wynikające „z głębokiej wiedzy o życiu” tejże kontrowersyjnej kobiety.
Jednak pozostawmy temat zgodności i niezgodności z faktami i przejdźmy do „Tajemnego dziennika Marii Antoniny” jako świetnej powieści opowiadającej o córce, siostrze, żonie, kochance, przyjaciółce, matce…
Książkowa Maria Antonina jest pewna siebie, kocha tańce, piękne suknie i przyjęcia. Ceni swojego męża, dla którego jest dobrą przyjaciółką: zawsze oddaną, chętną do pomocy. Wiedząc jednak co nieco o jej prawdziwej historii, możemy się domyślać, że jest i drugi mężczyzna. Mężczyzna cieszący się szczerą miłością samej Królowej Francji. Bohaterka otacza się swoimi przyjaciółkami, powierza im swoje sekrety, jednak najwięcej wie jej pamiętnik. Bardziej wpływowe na dworze osoby odradzają jej go pisać. Dlaczego? Dlatego, że mógłby wpaść w niepowołane ręce. Czytałam kolejne rozdziały i myślałam… Te księżniczki musiały mieć strasznie ciężkie życie. Tyle się od nich wymagało, oczekiwało. Tymczasem jeden malutki błąd – i do końca życia ludzie będą go wypominać.
Carolly Erickson stworzyła niesamowity nastrój. Dzięki odpowiedniemu słownictwu książka staje się bardziej wiarygodna. Z tego samego powodu nie jest „szybka”. Wgłębienie się w nią jest możliwe, jeżeli poświęcimy wystarczającą ilość czasu. Nocne czytanie z na wpół śpiącym mózgiem jest raczej trudne. Między wierszami przeplatają się w końcu nie tylko myśli przepełnione burzą emocji kobiety, ale także historyczne fakty oraz polityka.
Na szczególną uwagę zasługuje również okładka. Przedstawiona została na niej młoda kobieta w białej peruce z wpiętymi przepięknymi ozdobami. Kobieta jest smutna, spogląda w dół. Myślę, że fotografia może w dosłowny sposób przedstawiać zmartwioną Marię Antoninę. Pytanie: czym? Odpowiedz znajdziecie bez problemu już na pierwszej stronie, a potem na kolejnych i kolejnych. Powodów do zmartwień nie braknie!
Czy poleciłabym „Tajemny dziennik…” każdemu? Zdecydowanie nie. Jeśli nie przepadasz za historyczną tematyką lub preferujesz banalniejsze książki (sama czasami mam potrzebę przeczytania czegoś prostego, obejrzenia filmu z przewidywalną fabułą… przecież czasem trzeba odpocząć!), to nie jest powieść dla Ciebie. Natomiast jeśli interesuje Cię, jak wyglądało życie słynnych historycznych dam, koniecznie sięgnij do serii powieści Carolly Erickson. Powieści pełnych namiętności, uniesień i „tego czegoś”.

Muszę przyznać, że „Tajemny dziennik Marii Antoniny” nie wniósł wiele do mojego życia, to znaczy nie zmienił mojego światopoglądu. Książka pozwala jednak spojrzeć na osobę żony Ludwika Kapeta w innym świetle. Pozwala odzyskać jej dobre imię, którego została pozbawiona najpierw w momencie wybuchu rewolucji, następnie przez historyków.  

niedziela, 27 kwietnia 2014

„Życie się nie myli, jeżeli serce ma odwagę je zaakceptować…”, czyli książka prawdziwa



Tytuł: „Biała jak mleko, czerwona jak krew”
Tytuł oryginału: „Bianca come il latte, rossa come il sangue”
Autor: Alessandro D’Avenia
Gatunek: powieść obyczajowa
Wydawnictwo: Znak literanova
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 312
Ocena: ●●●●




„Życie się nie myli, jeżeli serce ma odwagę je zaakceptować…”,
czyli książka prawdziwa

Świat jest pełen barw. Niektóre z nich kojarzą nam się z dobrem – niektóre ze złem. Kiedy patrzę na coś żółtego, widzę pole słoneczników, letni dzień, gdy po błękitnym niebie biega stado białych baranków. Kiedy patrzę na szarość, widzę brudne miasto i na wpół roztopiony śnieg zmieszany z błotem. Leo, główny bohater powieści, również utożsamia barwy z otoczeniem. Najbardziej nie lubi bieli. Kojarzy mu się ona z ciszą oraz samotnością, a tych dwóch stanów nie potrafi znieść.

Powieść „Biała jak mleko, czerwona jak krew” przypomina dziennik nastolatka. Przekazuje on czytelnikom wszelkie możliwe informacje o sobie. Wiemy z kim się przyjaźni, gdzie jada, czym się interesuje, jak spędza wolny czas. Dowiadujemy się w końcu, że jest zakochany w pewnej dziewczynie. Miłość to czerwień. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że jego ukochana - Beatrice - ma ognistorude włosy. Czerwona miłość, huragan, pasja, marzenie. Z kolei błękit oznacza przyjaźń, spokój… więc i Silvię – najbliższą osobę, której Leo może powierzyć każdą tajemnicę.

Alessandro D’Avenia stworzył niesamowitą historię współczesnego, dojrzewającego chłopca. Pokazał z czym musi borykać się każdy nastolatek (konflikty z rówieśnikami, z rodzicami, nieodwzajemnione uczucia, a do tego wszystkiego nauka i obowiązki). Tylko nie pomyślcie przypadkiem, że jest to jakaś zwykła, przeciętna książka! O nie! Losy bohaterów przeplatane są zbiorem aforyzmów, przez co osobiście nazywam „Białą…” moim przewodnikiem życia. Sentencje o przyjaźni, miłości, rodzinie, wierze czy też o dążeniu za marzeniami znajdziemy na każdej stronie. Jednak ponieważ książka została okrzyknięta współczesnym „Love Story”, uważam, że na szczególną uwagę zasługują złote myśli na temat zakochania. Mówi się, że miłość niejedno ma imię. Ta powieść doskonale to obrazuje. Nie tylko przedstawia stosunek do miłości ludzi w różnym wieku i o różnych charakterach, ale też pokazuje w jaki sposób ten stosunek się kształtuje i przeistacza.

Sama fabuła jest naprawdę porywająca, język przystępny, ale i bogaty w liczne porównania, metafory, pytania retoryczne oraz bystre spostrzeżenia. „Biała…” to książka idealna na spokojny wieczór, który spędzimy a to z miłym uśmiechem, a to ze łzami w oczach, gdyż nieoczekiwane zdarzenia i ból, który dotknął bohaterów, wzruszy każdego (zapewniam, że nawet najmniej empatycznego). Osobiście nie mogłam oderwać się od czytania: czytałam w każdym miejscu i o każdej porze.

Powieść o Leo, Silvii i Beatrice to debiut włoskiego pisarza Alessandro D’Avenia. Mimo to książka szybko stała się bestsellerem. I nic w tym dziwnego! Jest naprawdę wspaniała, dopracowana w najmniejszym calu. Emocje towarzyszące bohaterom są tak szczere i tak ludzkie, że nie sposób oskarżyć „Białą…” o sztuczność czy kicz. Poleciłam ją już masie znajomych, a wszystkich opinie po zakończeniu lektury były zgodnie: mistrzostwo! 

sobota, 26 kwietnia 2014

No to zaczynamy!

Cześć, 
kiedy tylko uporam się z kwestią grafiki i wyglądu bloga (wygodne czcionki, kolory itd.) - opublikuję pierwszą recenzję. Na początek może jakaś książka?

Wiktoria :)